Zamknij

Czerwona nawałnica, cz.2.

12:45, 19.01.2016 Aktualizacja: 15:10, 09.02.2016
Część druga • Błyskawiczne postępy i niebywały rozmach sowieckiej ofensywy pokrzyżowały plany obronne Niemców. Po tygodniu od wyprowadzenia uderzenia z nadwiślańskiego przyczółka pod Baranowem Armia Czerwona przekroczyła przedwojenną granicę III Rzeszy, przynosząc gehennę między innymi śląskiej ziemi i jej mieszkańcom.  
 
Przez pięć lat wojna dość łaskawie obchodziła się z ziemia krapkowicką i jej mieszkańcami. Od września 1939 roku nie widywano tu większych jednostek wojska. W lasach na północny zachód od Krapkowic znajdowały się wprawdzie wielkie składy amunicji, ale charakter tej jednostki sprawiał, że była ona w zasadzie niewidoczna w życiu miasta. W Rozkochowie, Kamieniu Śląskim, Otmęcie i Ligocie Dolnej funkcjonowały lotniska szkolne Luftwaffe, więc na niebie widywano często samoloty z czarnymi krzyżami. 
 
Powołania i telegramy
Rano i wieczorem ulice Krapkowic i okolicznych wsi przemierzały kolumny jeńców i robotników przymusowych zatrudnionych w miejscowych zakładach przemysłowych i w rolnictwie, przypominając o wielkich zwycięstwach i licznych podbojach III Rzeszy. Tę sielankę zakłócały jednak powołania kolejnych roczników mężczyzn w szeregi Wehrmachtu oraz coraz liczniejsze telegramy informujące rodziny o ich śmierci gdzieś na dalekich frontach. Pierwsze zwiastuny nadciągającej pożogi pojawiły się latem 1944 roku. Całkowicie bezpieczny do tej pory Śląsk znalazł się w zasięgu amerykańskich bombowców, które, startując z baz w środkowych Włoszech, rozpoczęły bombardowania ostrawskiego i śląskiego okręgu przemysłowego. Od lipca do grudnia tego roku bomby wielokrotnie spadały na Zdzieszowice, przy okazji zaś ucierpiało wiele okolicznych wiosek, w tym szczególnie Rozwadza i Rozkochów. Było to tylko preludium do nadciągającej gehenny frontu.
 
Wielka ucieczka
Już 19 stycznia przez Krapkowice zaczęła przepływać wielka fala uciekinierów. Niemieccy osadnicy, hitlerowscy aparatczycy, volksdeutsche, a także transporty chorych i rannych żołnierzy kierowały się do naszego miasta, a także do Kędzierzyna i Opola, by przekroczyć Odrę po tamtejszych mostach. Dalej czekała ich jeszcze długa droga – do Kotliny Kłodzkiej, w Sudety, do Czech. Jeszcze 17 stycznia władze niemieckie zarządziły także ewakuację ludności cywilnej Krapkowic i okolicznych wsi. Jednak wielu mieszkańców tych miejscowości, zwłaszcza położonych na prawym brzegu Odry, odmówiło opuszczenia swoich domów. Uważali, że jako Ślązacy nie mają się czego bać, a z Sowietami dogadają się po polsku. Starsi mieszkańcy zaś mawiali, że jak mają umrzeć, to lepiej we własnym domu, niż na wygnaniu. Na ewakuację decydowali się przede wszystkim niemieccy aktywiści, urzędnicy, nauczyciele, pracownicy instytucji państwowych i aparatczycy NSDAP. Do 22 stycznia kursowały jeszcze pociągi na liniach Wrocław – Gliwice i Gogolin – Prudnik, jednak z transportu kolejowego mogli skorzystać tylko szczęśliwcy (pierwszeństwo transportów wojskowych). Większość uciekała na wozach i furmankach oraz pieszo, pchając wózki z podstawowym dobytkiem.
Od początku stycznia 1945 roku wywożono w głąb Rzeszy najnowocześniejsze urządzenia z fabryki papieru, rozpoczęto też demontaż ocalałego po bombardowaniach wyposażenia zakładów kokso-chemicznych w Zdzieszowicach. 15 stycznia z lotniska w Kamieniu Śląskim odleciały ostatnie sprawne samoloty, a obsługa naziemna wysadziła w powietrze budynki, hangary, niesprawne maszyny oraz te, dla których zabrakło paliwa na ewakuację. Z sąsiadującego z lotniskiem zamku ewakuowano działający tam od 1943 roku szpital wojskowy...
 
 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%