Dąbrówka Górna • Na samym końcu ulicy Posiłkowej, kilkadziesiąt metrów po tym, jak kończy się asfalt, na skraju zagajnika znajduje się zrujnowany cokół. Do niedawna, oprócz okolicznych mieszkańców i niektórych miłośników historii, mało kto zdawał sobie sprawę z jego istnienia. I pewnie pomnik ofiar żydowskiego obozu pracy, bo o nim mowa, do końca rozpadłby się w ciszy i zapomnieniu, gdyby nie... e-mail z Australii.
10 stycznia ubiegłego roku w skrzynce poczty elektronicznej Urzędu Miasta i Gminy w Krapkowicach pojawiła się nietypowa wiadomość. Australijczyk żydowskiego pochodzenia pytał w nim o obóz pracy w Dąbrówce Górnej, w którym zginął jeden z jego przodków, oraz właśnie o zrujnowany pomnik, którego zdjęcie znalazł w internecie. Pytał o jego odbudowę, zaproponował nawet pokrycie części kosztów.
Kłopotliwe pytania
Wiadomość wywołała wśród krapkowickich urzędników spore zamieszanie, gdyż część z nich o pomniku w ogóle nie wiedziała, część zaś dawno o nim zapomniała. Monument powstał bowiem wiele lat temu z prywatnej inicjatywy na „państwowym” gruncie. Gmina nie jest właścicielem ani jego, ani działki, na której stoi, obiekt nie figuruje też nawet w gminnej ewidencji zabytków.
- Jako gmina, z jednej strony jesteśmy zobligowani do dbania o znajdujące się na naszym terenie pomniki i miejsca pamięci, z drugiej strony mamy związane ręce, jeśli chodzi o jakiekolwiek ingerencje w obiekty nie będące naszą własnością – mówi Harald Brol, sekretarz miasta. - Chcemy doprowadzić do tego, żeby ten pomnik został wyremontowany, zaczęliśmy więc sprawdzać co możemy w tej sprawie zrobić. I tu zaczęły się przysłowiowe schody – dodaje...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz