Felieton naczelnego • „This is volleyball” – takie napisy sygnowały tegoroczne siatkarskie Mistrzostwa Świata rozgrywane w Polsce. I kiedy się ogląda takie mecze, jak choćby te ostatnie Polaków z Niemcami, Rosjanami czy Brazylijczykami, człowiek rzeczywiście zaczyna dostrzegać głębię tego prostego na pierwszy rzut oka hasła. Po takiej wiktorii, jak ta z niedzieli, każdy Polak zamienił się z „homo futbollusa” w „homo volleyballusa”. Celowo nie piszę każdy kibic, bo siatkówka z kibicowaniem w stylu piłkarskim nie ma nic wspólnego. Siatkówka, szczególnie kiedy jest się mistrzem świata, wydaje się najbardziej radosną, inteligentną i wysublimowaną dyscypliną sportu pod słońcem.
Wydaje mi się, że zwycięstwo Polaków w mistrzostwach świata na zawsze zmieniło już sportową mapę naszego kraju. Do tej pory pod względem popularności, zaangażowanego kapitału i emocji piłka nożna wydawała się być nie do pokonania, dziś hegemonia futbolu nie jest już taka oczywista. Równolegle z pięknymi piłkarskimi stadionami powstają przecież supernowoczesne hale sportowe, jak choćby ta w Krakowie na 15 tysięcy ludzi. Co więcej, hale te wypełniają się kibicami, którzy coraz częściej wręcz manifestują to, że nie mają nic wspólnego z piłką nożną. Siatkarski kibic w Polsce jest w średnim wieku, bardzo często jest kobietą, ma pieniądze i dobre maniery, jest inteligentny i fanatyczny – czy taka mieszanka może przynieść coś dobrego? Już przyniosła i jeszcze przyniesie…
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz