Rozmowa z Adamem Rysiewem, kapitanem statku pasażerskiego „Rusałka”.
Jak pan mówi do statku SP150 „Rusałka” – „ruszaj Rusałeczko” czy „do pracy ty kupo złomu”?
(Śmiech). Tu mnie pan zaskoczył. Nijak nie mówię. Ale kiedyś nowy człowiek na statku nie potrafił odpalić silnika ponieważ nie włączył masy, po prostu nie wiedział, że trzeba. Powiedzieliśmy mu, że musi powiedzieć do urządzenia: „Dzień dobry kochany silniczku” to wtedy zapali.
On podszedł do silnika i tak powiedział, a my w międzyczasie podłączyliśmy masę, kiedy wrócił silnik posłusznie odpalił. Mieliśmy wówczas niezły ubaw.
Czuje się pan marynarzem?
Muszę się nim czuć - nie wyobrażam sobie zmiany zawodu.
Czym charakteryzują się ludzie pańskiej profesji?
Trudne pytanie. Wymyślanie, że jest to jakiś wyjątkowy rodzaj ludzi byłoby nadużyciem. Myślę, że są to ludzie pracowici. Szczególnie wiosną przed sezonem ciężko pracują, bo trzeba dokładnie i szybko przygotować statki do sezonu. Większość moich wychowanków i kolegów pływa za granicą w Niemczech, Holandii, Luksemburgu czy Belgii. Mają tam dobrą renomę.
Nie marzył pan o rejsach po morzach i oceanach?
Bardzo chciałem zostać marynarzem morskim, ale tak się złożyło, że z tego zrezygnowałem. Z czasem stwierdziłem, że jednak wolę coś widzieć z pokładu, bo na morzu widzi się tylko wodę.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz