Polityczne ciśnienie zabija normalność

Felieton naczelnego • Naprawdę trudno jest funkcjonować we współczesnym świecie uczciwemu, honorowemu, prostolinijnemu człowiekowi. Co innego, gdy jest się człowiekiem-chorągiewką, która to w sposób inteligentny wie jak i gdzie się ustawić, aby uzyskać jakąś korzyść dla siebie. Stwierdzam, że w życiu publicznym nie sposób dziś utrzymać się na powierzchni funkcjonując normalnie, bo albo trzeba być wspomnianą chorągiewką, która robi wszystko żeby przypodobać się ludziom, albo ci sami ludzie zgotują ci takie piekło, że sam wycofasz się z życia publicznego na z góry upatrzone pozycje. Dziś życie publiczne stało się po prostu nieznośnie. Dlatego bardzo współczuję politykom, artystom i sportowcom oraz innym osobom publicznym, które decydują się pomimo wszystko brać w nim udział. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jaką cenę muszą zapłacić ci ludzie, aby móc funkcjonować na tak zwanej scenie dziejów.

Osoby publiczne podlegają przeciążeniom emocjonalno – psychicznym, o których nie śniło się zwykłym zjadaczom chleba. Na tak zwanej „górze” toczy się zażarta walka. Tam nie ma, że boli i nie ma żartów. Skąd się biorą coraz częstsze w ostatnim czasie irracjonalne zachowania osób publicznych? Ano właśnie stąd. Są one wynikiem nie radzenia sobie niektórych z presją jakiej podlegają. Szymon Hołownia płacze nad konstytucją podczas ostatniej kampanii prezydenckiej, a zupełnie niedawno były wicepremier Jarosław Gowin wyznaje, że kilka miesięcy z powodu stresu nie spał i wylądował w szpitalu psychiatrycznym z głęboką depresją. Ostatnim, symbolicznym wręcz obrazem tego, że bardzo wiele osób publicznych w sposób nienormalny odreagowuje stres, jest pijany poseł Bartłomiej Sienkiewicz, który paradował chwiejnym krokiem po sejmowej sali plenarnej. Nie jest tajemnicą, że bardzo wiele osób publicznych, w tym polityków, artystów, sportowców czy zwykłych celebrytów, za swoją popularność płaci ogromną cenę, popadając w nałogi, depresję czy poświęcając swoje małżeństwa i rodziny...