Premier Donald Tusk ogłosił w Polsce czas przedwojenny i wezwał Europę do zbrojeń. Dla naszego pokolenia, które przeżyło prawdziwą wojnę, ta deklaracja była wstrząsająca. Nikt kto przeżył jedną wojnę, nie chce przeżywać kolejnej. Już ponad dwa lata wysłuchujemy opowieści wojennych i przyzwyczajamy się do tezy, że wojna musi wybuchnąć i trzeba koniecznie przestawić nasze życie na tryb wojenny. Wydaje się, że nad Polską wisi stara dewiza rewolucjonistów – „Zwycięstwo albo śmierć”. To pierwsze jest nieosiągalne, a to drugie zawsze możliwe...
Dlatego ze wszystkich sił protestujemy przeciwko wojnie; w każdym miejscu i w każdej formie. Nie mamy przygotowanego plecaka ewakuacyjnego, wzorem naszego Ministra Obrony. Nie wiemy też dokąd mielibyśmy uciekać. Nie widzimy żadnych starych, ani nowych „Zaleszczyk”, a nawet jeżeli takowe istnieją, to są (będą) zastrzeżone dla naszych „wybrańców”. Zwykły śmiertelnik będzie bez szans na wydostanie się z kraju i o tym nie należy zapominać. Zapomnieć za to możemy o możliwości "wbicia w ziemię Putina" – przywódcy mocarstwa atomowego, ogłoszoną przez Marszałka Sejmu.
Trójbój wyborczy
Co zatem powinniśmy uczynić, aby poprawić nasze osobiste bezpieczeństwo? Uważamy, że najlepszym i najskuteczniejszym sposobem przygotowania się do zagrożeń zewnętrznych jest zakończenie wojny polsko – polskiej, zadbanie o silną UE i przywrócenie w Polsce rządów prawa i rozumu. Polityki nie można prowadzić bez rozumu, jak to miało miejsce w kraju przez ostatnie lata. Zapominamy często, że z wiekiem ludziom nie przybywa rozumu, a my wiekowym osobom najczęściej bezkrytycznie ufamy. Oni zaś zamiast kierować się chłodnym oglądem sytuacji w kraju i wokół nas, kierują się najczęściej emocjami skrywanymi za patriotycznymi hasłami i swoim prywatnym interesem. Widać to w kampaniach wyborczych z których ostatnio nie wychodzimy. Kończy się polski trójbój wyborczy. Przed nami ostatnia konkurencja – skok do Brukseli. Nie budzi ona większego zainteresowania; obawiamy się niskiej frekwencji. Nikt nie dokonał podsumowania „osiągnięć” poprzednich europosłów. Kampania sprawia wrażenie, że nieważne jest to, kogo wybierzemy do PE. Najważniejsze będą wyniki istotne dla wojny polsko – polskiej. Kto zwycięży - obóz Tuska, czy obóz starego Prezesa, którego zachowanie i poglądy coraz bardziej odbiegają od normalności. To z jego woli do Brukseli idą ludzie, by powiedzieć tam wszystkiemu nie, ale nie powiedzą nie, bo dzisiaj dla europejskiej mamony, powiedzą tak. Rozumiemy jeszcze polskie babcie ( emerytki), które z jego woli po raz kolejny wybierają się tam po euro, bo „babciowe” w Polsce ich nie urządza. Nie rozumiemy natomiast ukrywającego się przed wyborcami i Policją Obajtka, ani ułaskawionych po przyjacielsku przez Prezydenta, przestępców. Czy ci ludzie się nie wstydzą? Przecież oni nie mają moralnego prawa na forum Europy świadczyć o Polsce i o nas, jej obywatelach. Czyżby nieważne były kompetencje, znajomość języków i problemów współczesnej Europy, a liczył się jedynie dostęp do europejskiego bankomatu, do którego z Podkarpacia warto jechać kabrioletem nawet w środku zimy.
Król jest nagi
Słuchając dyskusji wyborczych odnosimy wrażenie, że nasze elity polityczne w większości nie przyjęły do wiadomości faktu, że Polska jest od 20-tu lat członkiem Unii Europejskiej, a Polacy jej obywatelami. Część kandydatów wybierających się do Parlamentu Europejskiego, wywodzących się z obozu Prezesa jest wręcz przeświadczona, że udaje się tam żeby walczyć z mityczną Europą o Polskę. Nie wiedzą, że wojowanie z Unią oznacza wojowanie z samym sobą, co jest kompletnie bez sensu. Osamotnieni kandydaci obozu demokratycznego będą musieli pokazać, że udają się tam żeby coś zdobyć dla Polski, a przede wszystkim zagwarantować jej bezpieczeństwo. Ponieważ zdaniem prawicy Polska jest czymś znacznie lepszym od UE, więc wyborcom PiS i Konfederacji brak rzeczowej kampanii o Unii nie przeszkadza. To błąd. Pokazanie jedynie układu sił przed kampanią prezydencką i budowanie przekazu negacji UE nie może być zwieńczeniem kampanii do PE. Wszystko na nie, bo nie – nie dla wspólnej armii, nie dla euro, nie dla Zielonego Ładu, nie dla Tuska – prowadzi donikąd. Politycy Zjednoczonej Prawicy potrafią pokazywać Tuska w zależności od sytuacji, jako człowieka prorosyjskiego, proniemieckiego, prounijnego, proamerykańskiego, a nawet agenta rosyjsko-białoruskiego i niemieckiego. Ich zdaniem wina Tuska za wszystkie błędy w polskiej polityce po 1989 roku jest niepodważalna, oczywista i trwała. Kaczyński ponownie próbuje budować obraz kraju w ruinie, jednak jego szanse na odegranie roli Zbawcy Polski są nierealne. Polska obecnie, w trudnym przedwojennym czasie potrzebuje męża opatrznościowego, a do tej roli Kaczyński się nie nadaje. Jego wystąpienia polityczne są bardzo płytkie i rozmijają się coraz bardziej z rzeczywistymi potrzebami kraju, szczególnie młodego pokolenia. Ma zaniki pamięci i poczucia czasu, z lubością obraża ludzi. Nie widzi swoich błędów i nie potrafi wziąć odpowiedzialności za lata swoich rządów. Jednym słowem - „Król jest nagi”.
Wspólna nędza
Na dodatek król Jarosław został okrzyknięty ojcem chrzestnym ziobrowego Funduszu Sprawiedliwości, którym w sposób przestępczy dysponowali zakłamani nacjonaliści z Suwerennej Polski. Widać, że przywracanie praworządności po rządach Zjednoczonej Prawicy dla niektórych jej polityków może się zakończyć więzieniem. W końcu polityka nie może się opierać na błazenadzie i okradaniu państwa. Państwem też nie mogą kierować pożyteczni idioci, nawet wtedy, kiedy kierują się szlachetnymi intencjami. Nie doszłoby do obecnej sytuacji, gdyby Prezydent Duda pełnił chociaż rolę symbolicznego przedstawiciela jedności narodu, a nie dbał ciągle o interes partii z której się wywodzi. To między innymi doprowadziło do tego, że rośnie przepaść między bardzo bogatymi Polakami, a całą resztą. Kaczyński tumani Polaków, że ich życie byłoby o wiele lepsze w Europie ojczyzn niż w Unii. To nieprawda, wtedy lepiej byłoby tylko takim jak on dyktatorkom, którzy mogliby w niej działać bez żadnych hamulców, zgodnie z dewizą: „Wolnoć Tomku w swoim domku”. W ostatnim czasie Polska stała się współodpowiedzialna za losy Europy. My, jej pełnoprawni obywatele również, chociaż często o tym zapominamy. Spróbujmy to naprawić. Wystarczy pójść na wybory i nie dopuścić do tego, aby się spełniły fanaberie Kaczyńskiego. Nie powinniśmy więc głosować na kandydatów jego partii, bo ku naszemu zgorszeniu może dojść do tego, że w PE będą nas reprezentować bardzo kontrowersyjne postaci. Daniel „wszystko mogę” Obajtek, ułaskawieni kryminaliści, babcie dla których europejska flaga jest szmatą, czy człowiek mieniący nas ciemnym ludem. Ich obecność w PE nie zakończy wojny polsko – polskiej, tylko ją podsyci, a należałoby ją zakończyć, bo toczy się już dłużej niż słynna wojna 30-letnia. Niech jednak Bóg broni, aby jej zakończenie było uzależnione od twardej konfrontacji związanej z wojną w Ukrainie. Z doświadczenia wiemy, że nic tak nie jednoczy ludzi, jak wspólny wróg, a jeszcze bardziej, wspólna nędza. Nie chcemy oczywiście, aby do takiego sprawdzianu w Polsce doszło.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz