Wraz z Nowym Rokiem, Polska przejęła od Węgier prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Węgierska prezydencja rozpoczęła się wizytą Orbana u Putina, a skończyła odebraniem Węgrom miliarda euro z funduszu spójności, jako jedynemu krajowi w historii Unii. Korzyści z tej prezydencji odniosła głównie węgierska oligarchia. Tuż przed jej zakończeniem, Węgry udzieliły azylu politycznego, pozbawionemu zdolności honorowej, byłemu członkowi polskiego rządu, któremu Prokuratura postawiła zarzuty popełnienia wielu czynów karalnych, polegających na udziale w zorganizowanej grupie przestępczej.
Skutkowało to niezaproszeniem węgierskiego ambasadora na uroczystą inaugurację polskiej prezydencji i odłożeniem do lamusa historycznego hasła: „Polak, Węgier – dwa bratanki”. Trzeba jednak przyznać, że polscy przywódcy wcale nie są lepsi od Orbana, bo chwilę później sami udzielili gwarancji premierowi Izraela, ignorując decyzję Międzynarodowego Trybunału Karnego.
Wystarczy łgać?
Polska prezydencja rozpoczęła się w wyjątkowo trudnym okresie historii europejskiej Wspólnoty. W momencie słabości Niemiec i Francji, niekończącej się wojny w Ukrainie, oraz w czasie rozpoczynającej się nieprzewidywalnej prezydentury Donalda Trumpa. Na inaugurację jego prezydentury czekamy w napięciu. Do tej pory wielokrotnie zapowiadał, że gdy zostanie prezydentem, to zakończy wojnę w Ukrainie w ciągu jednego dnia. Dzisiaj mówi o stu dniach i niejasno wypowiada się w sprawie przyszłości Ukrainy. W sporcie, żeby wygrać, trzeba grać. W polityce, aby się przypodobać wyborcom i wygrywać, trzeba łgać. Trump czyni to po mistrzowsku i ma wielu naśladowców, także w Polsce. Zachowuje się tak, jakby był królem naszej planety, fantazjuje i co chwilę przedstawia nowe, szalone pomysły. Mówi, że przejmie kontrolę nad Kanałem Panamskim, przyłączy do USA Grenlandię i Kanadę oraz zmieni nazwę Zatoki Meksykańskiej na Zatokę Amerykańską. Zamiast obiecywanej poprawy jakości życia, serwuje Amerykanom awantury wojskowe i handlowe. Polityczne awanturnictwo Trumpa wspiera multimilioner Elon Musk. Atakuje instytucje hiszpańskie, próbuje obalić premiera Wielkiej Brytanii, oraz wspiera pogrobowców nazizmu w Niemczech. W mediach społecznościowych głosi, że tylko AfD może uratować Niemcy. AfD w projekcie programu na przedterminowe wybory do Bundestagu postuluje żeby Niemcy opuściły Unię i strefę euro. Widać, że poglądy niemieckich i polskich nacjonalistów są zbieżne i o dziwo zgodne z ideą Muska i Putina. Można przyjąć, że w ślady Niemiec poszłaby Francja. Byłby to koniec europejskiej Wspólnoty. Czy aby na pewno tego sobie życzy „lud Kaczyńskiego”? Musi on w końcu zrozumieć, że Europa musi zostać zjednoczona, inaczej wyląduje na śmietniku historii. Oby to jeszcze nastąpiło przed majowymi wyborami.
Dać nadzieję
W trudnej sytuacji znalazłaby się również Polska, bo nie sposób się zgodzić z refleksjami premiera Tuska, przedstawionymi w jego wystąpieniu podczas uroczystego przejmowania prezydencji w Radzie UE. Powiedział: Europa ma szczęście, że w tym bardzo trudnym momencie naszej historii, to Polska będzie wypełniała misję prezydencji. Nasz kraj jest najbardziej proeuropejskim narodem na kontynencie. Swoje wystąpienie zakończył pytaniem do całej Europy i jej obywateli – „Czy wszyscy jesteście gotowi wejść na nowo na europejską drogę wielkości, siły i suwerenności? Bo Polska jest gotowa.” Tusk na chwilę zapomniał, że Polska jeszcze jest „własnością” Dudy i Kaczyńskiego. Bez własnego prezydenta „jego” koalicja rządowa będzie mogła jedynie wegetować, a nie marzyć o przewodzeniu w Europie. Aby to zmienić, Tusk będzie się musiał skoncentrować na polityce krajowej, a polska prezydencja będzie się musiała toczyć w jej cieniu. W tej chwili sprawą najważniejszą dla Polski jest zakończenie wojny polsko – polskiej i przywrócenie praworządności. Trzeba Polakom dać nadzieję na życie w normalnym państwie. Należy odpolitycznić Krajową Radę Sądownictwa i Trybunał Konstytucyjny. Pilnie rozwiązać problem Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która, jak tego chce PiS, sądem nie jest. Jest jedynie przybudówką PiS urzędującą w Sądzie Najwyższym w charakterze sublokatora i jako taka, nie jest w stanie załatwić problemu subwencji dla PiS, ani w przyszłości odnieść się do uznania wyników wyborów prezydenckich. Zgodnie z literą prawa, powyższych spraw dzisiaj załatwić się nie da. Trzeba wrócić do roku 2015-tego. To wówczas PiS, brawami na stojąco, przyjął w Sejmie ideę Kornela Morawieckiego – „Prawo, które nie służy Narodowi, to jest bezprawie”. Otwartym zostaje jedynie pytanie – Kto ma decydować, czym jest dobro Narodu?
Współczesny Sokrates
Poza kandydatami KO i PiS, pozostali, już znani nam kandydaci nie mają szans na prezydenturę. Kandydat KO, Rafał Trzaskowski – polityk, samorządowiec, nauczyciel akademicki, doktor nauk humanistycznych jest postacią powszechnie znaną. Aktualny prezydent Warszawy, były poseł do Parlamentu Europejskiego i były poseł na Sejm RP, oraz członek Rządu. Deklaruje znajomość pięciu języków obcych, w tym biegle angielskiego. Jego predyspozycje i kompetencje do pełnienia urzędu prezydenta są poza dyskusją. „Obywatelski kandydat” PiS, Karol Nawrocki – historyk, polityk, działacz samorządowy, doktor nauk humanistycznych, były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, aktualny prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Jest człowiekiem z przeszłości, przesyconym antyniemiecką pamięcią. Ambitny i waleczny, bezpartyjny żołnierz prezesa Kaczyńskiego. W młodości grał w piłkę nożną i uprawiał boks. Nie tylko obóz PiS-u, ale także Prezydent Duda uważa, że jego poglądy są mu bliskie. Jednak mimo woli odnosi się wrażenie, że ma on większe predyspozycje na nauczyciela WF-u niż na urząd prezydenta RP. Prezydent nie powinien się zachowywać jak starożytny filozof - Sokrates, tymczasem Nawrocki jego wzorem ogłasza w ważnej dla Polski sprawie, że nie wie nic. W kwestii Ukrainy głosi, że dziś nie widzi jej w żadnej strukturze, ani w UE, ani w NATO. Nie widzi, że wejście Ukrainy do NATO jest polską racją stanu, pomijając to, że tą wypowiedzią czyni prezent rosyjskiej propagandzie, oraz przynosi wstyd prezesowi Kaczyńskiemu. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie możemy głosować na kandydata, który dokończy dzieła niszczenia Polski. Kampania wyborcza już się toczy. Zanosi się na to, że będziemy musieli wybierać przyszłego prezydenta spośród kilkunastu kandydatów. Oby się nam to udało, bo na zły wybór w nowej sytuacji geopolitycznej w Europie, po wygranej Trumpa, Polski dzisiaj po prostu nie stać.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz