Rozmowa • Z Krystyną Szwed, krapkowiczanką, krawcową, matką, kobietą ukształtowaną przez doświadczenia, malarką i pisarką…
Artykuły pasmanteryjne, kącik krawiecki z maszyną do szycia w malutkim pomieszczeniu w otmęckim „Blaszaku”, a na ścianach szkice i obrazy, na półce książki – to pani miejsce pracy. I ludzie, którzy tu przychodzą, jedni po zamek błyskawiczny, inni skrócić spodnie, ale i czasem ktoś, kto – podobnie jak i pani – kocha poezję i malarstwo…
Przyjemnie mi się pracuje, kiedy w zasięgu wzroku są obrazy. Pomieszczenie jest wysokie, więc mogłam tu wyeksponować moje prace. 41 lat już mieszkam w Krapkowicach, przyjechałam tu na stałe z Mazur wiosną 1976 roku – mąż pracował w cementowni i dostał mieszkanie w Otmęcie. Dobrze jest mi tutaj. Zapewne dlatego, że życie tu było dla mnie łatwiejsze. Tam, skąd pochodzę, trudno było żyć, tam nie umiałam się wybić. A tu cały czas się coś działo w moim życiu. Zawsze byłam aktywna, nie lubię monotonii, pod każdym względem się tu rozwijałam. Na Mazury już bym nie wróciła, byłam tam dwa lata temu, ale szybko się z takich myśli wyleczyłam. Tu czuję swoje życie…
Nie ciągnie pani do rozkręcenia biznesu na większą skalę?
Spotykam się z takimi pytaniami, również i w kwestii rozkręcania sprzedaży moich obrazów. Jednak chyba nie o to chodzi w życiu. Teraz mam czas na siebie, zaczęłam dostrzegać to, co się dzieje obok mnie, to dobry czas do tworzenia. Kiedyś goniłam za wszystkim, nie zauważając siebie i tego, co jest wokół. Aby tworzyć trzeba mieć na to czas, wolne myśli. Teraz to nawet nieraz w pracy piszę, jak nie ma klientów. Miałam 16 lat jak zaczęłam pracować zawodowo, całe życie tworzyłam coś dla ludzi, usługi krawieckie robiłam w domu, potem szyłam odzież do butików. W pewnym momencie zatrudniałam 15 ludzi, to była mała fabryczka. Tu w pawilonie prowadzę swoją działalność od 1984 roku. Ale już się w tej kwestii wypaliłam, chcę robić coś innego...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz