Rozmowa • Z Adamem Werwińskim, artystą plastykiem, miłośnikiem lokalnej historii, kustoszem krapkowickiej baszty. Nasz rozmówca to jedna z najbarwniejszych postaci współczesnych Krapkowic.
Pamięta pan swój pierwszy kontakt z naszym miastem?
Pamiętam… .
Opowie pan jak to się zaczęło?
No, nie wiem czy powinienem (śmiech).
Czytelnicy „Nowin” są pewnie bardzo ciekawi...
Pierwszy raz przypłynąłem do Krapkowic Odrą w 1968 roku. Przypłynąłem stateczkiem szkoleniowym „Młoda Gwardia”, który należał do Technikum Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. Pamiętam, że w tym okresie piana na Odrze sięgała do pasa. Poznałem jedną dziewczynę z Krapkowic i korespondowałem z nią, ale w pewnym momencie ta korespondencja się urwała. Później dowiedziałem się, że dziewczyna ta zerwała ze mną kontakt z powodu tego, że nie nie byłem Ślązakiem i rodzina zakazała jej jakichkolwiek kontaktów ze mną. Doświadczyłem więc tego ostracyzmu wobec obcych, o którym tak dużo się ostatnio mówi.
Kim bardziej jest Adam Werwiński: plastykiem czy historykiem?
Zawsze byłem plastykiem. Jako plastyk pracowałem zawodowo przez wiele lat, również podczas służby wojskowej zajmowałem się plastyką. Zainteresowanie historią przyszło z czasem, ale też bardzo szybko, gdzieś w 14. roku życia. Niejako łącząc oba zainteresowania chciałem studiować archeologię, ale nie udało się, jednak zacięcie historyczne zostało...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz