sobota, 9 Grudzień, 2017 - 09:00
Rozmowa • Z Anną Kaltbach, krapkowiczanką, wychowanką Jerzego Sagasza, która od wielu lat śpiewa poezję.
Pamiętamy cię jak parę lat temu jako nastoletnia dziewczyna błyszczałaś na krapkowickiej scenie, prezentując poezję śpiewaną. Jak potem potoczyły się twoje losy?
(śmiech). Ja też pamiętam te czasy, kiedy miałam szesnaście lat i coś tam sobie śpiewałam. Potem zniknęłam z Krapkowic, bo wyjechałam na studia do Wrocławia. Teraz jestem absolwentką polonistyki. Zrobiłam też licencjat z administracji na Uniwersytecie Wrocławskim. Już na pierwszym roku znalazłam we Wrocławiu grupę poezji śpiewanej „Impresja”. Grupę tę poznałam przez koleżankę, z którą kiedyś spotkałam się na Festiwalu Poezji Śpiewanej we Włocławku, na którym byłam z Jurkiem Sagaszem. Zauważyłam jej nazwisko na plakacie i zaczęłam chodzić tam na zajęcia i przez to tak naprawdę „wbiłam się” w to środowisko.
Podobno, jeżeli chce się być w czymś naprawdę dobry, to trzeba mieć w tym kierunku solidne wykształcenie. Jak to jest w twoim przypadku?
Nie mam żadnego wykształcenia muzycznego. To co robię, robię z pasji. Uważam, że da się być w czymś dobrym – na tyle dobrym na ile to zdefiniujemy (śmiech) – nie mając w tej dziedzinie żadnego wykształcenia...
To jest część artykułu.
Całość możesz przeczytać w Nowinach Krapkowickich w wydaniu papierowym lub w wersji elektronicznej.
kup e-wydanie
Całość możesz przeczytać w Nowinach Krapkowickich w wydaniu papierowym lub w wersji elektronicznej.
kup e-wydanie
Autor:
SIM
Dodaj komentarz