Felieton naczelnego • Z jednej strony szkoda mi Kamila Durczoka szefa telewizyjnych „Faktów”, jednego z najbardziej lubianych i rozpoznawalnych dziennikarzy w Polsce. Z drugiej zaczynam mieć jakieś smutne wątpliwości co do tego, że pan Kamil w całej tej sytuacji w której się znalał jest bez winy. Mam wrażenie, że ten wartościowy człowiek wpadł w sidła pozorów, w sidła w jakie wpadło wielu ludzi polskiej władzy, wpływów i pieniędzy. Oszałamiająca kariera chłopaka ze Śląska doprowadziła go na szczyty, na których chyba nie potrafi sobie poradzić. Ostatnio słyszałem słowa 70-letniego kaznodziei, który powiedział, że najbardziej trzeba bać się nie doświadczeń czy porażek, ale sukcesów i zwycięstw w niewłaściwych dziedzinach życia…
Niestety od zakończenia drugiej wojny światowej nie udało się w naszym kraju wykształcić prawdziwych elit, które świeciłyby przykładem dla tak zwanych zwykłych ludzi. Elity, które są, nie są tak naprawdę elitami, choćby nie wiem jak się stroiły w mentorskie piórka narodowych autorytetów. Prawdziwych elit wciąż nie ma nie tylko w Warszawie, ale i lokalnie brakuje ich zarówno w Krakowie, Opolu czy w Krapkowicach. Bycie elitą to bycie nią przede wszystkim wtedy gdy nikt tego nie widzi, to kultywowanie tego co szlachetne, nie w świetle kamer i jupiterów, ale w domu, z zaciszu rodzinnym, w prywatnym życiu. Bycie elitą to bycie nią przede wszystkim w sensie wartości, w sensie moralnym, to życie zgodnie z wewnętrznym przekonaniem opartym o złotą zasadę „miłości Boga i bliźniego”. Jeśli ktoś nie ma wypracowanego – wypróbowanego fundamentu moralnego zgodnie, z którym żyje, zewnętrzny sukces może go wewnętrznie zabić. Choć będzie żyć, jego życie będzie pozbawione sensu i celu…
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz