Felieton naczelnego • Nie tylko w Polsce, ale w całym cywilizowanym świecie od wielu lat trwa wojna o ulicę. W naszym kraju walka o ulicę zdaje się nasilać w ostatnich latach. O ulicę walczą dosłownie wszyscy. Dlatego ulica stała się jak symboliczna linia frontu. Śmiało też można powiedzieć, że jest miejscem, w którym granice podziałów pomiędzy ludźmi manifestują się szczególnie ostro. Co jest tak bardzo istotnego w tej części miejskiej przestrzeni, że wszyscy marzą o jej zawładnięciu? Dlaczego to właśnie ulica powoduje, że uzewnętrzniają się na niej emocje, postawy, poglądy, orientacje, gdzie indziej wstydliwie skrywane? Co dzieje się wtedy, kiedy uliczna rzeczywistość przenika do domów, miejsc pracy, ośrodków władzy czy też determinuje relacje pomiędzy ludźmi?
Ulica, obok miejskiego placu - rynku, to chyba najbardziej publiczne miejsce na ziemi. Już u starożytnych Greków służyła ona do załatwiania spraw niezwykle ważnych, ale i trochę mniej istotnych dla społeczności miast i całych narodów. To tu sprawowano sądy, to tu decydowano o ważnych posunięciach politycznych, ekonomicznych czy personalnych. To tu wybierano i obalano władców, to tu kaci przez długie wieki pozbawiali życia złoczyńców, a oszaleli z nienawiści katoliccy inkwizytorzy rozpalali stosy, na których skwierczeli domniemani heretycy i czarownice. Ulice wielu miast były świadkami proklamowania i obalania przeróżnych aktów, deklaracji i manifestów. To one cierpliwie przyjmowały miliony demonstrantów i buntowników. To na ich bruki lała się krew przeróżna, „czerwona”, „brunatna” i o kolorze tęczy...
Całość możesz przeczytać w Nowinach Krapkowickich w wydaniu papierowym lub w wersji elektronicznej.
kup e-wydanie
Dodaj komentarz